Piękny Park - Warszawskie Morskie Oko. Idziesz po schodach, ale coś nie daje Ci spokoju. Tylko niewielu z nas je odczuwa, a może nawet na tę chwilę tylko Ty.
Tam na dole minęłaś mężczyznę na wózku. To już z 200 metrów temu. Zatrzymujesz się udając, że poprawiasz sznurowadło, a kątem oka pomiędzy nogami starasz się dostrzec bieg wydarzeń, a może lepiej nazwać to” zmaganiem”. Bezradność człowieka, który w tym momencie niewyobrażalnie walczy sam ze sobą. Walczy ze stwierdzeniem, od którego będzie zależeć jego „poczucie własnej wartości”, jego przynależność do człowieczeństwa, jego wiara w to, że jest taki sam jak TY.
Twoje sznurowadło nie chce się zawiązać. Stoisz zgięta w pół jakby coś strzeliło Ci w kręgosłupie, a zarazem starając się być niewidzialna. Burza myśli kłębi się w powietrzu, ale żadna z nich nie chce podpowiedzieć Ci przyszłości - chociażby tej na najbliższe 2 minuty. Twoja bezradność staje się udziałem jednego z przechodniów pytającego się ciebie czy wszystko w porządku. Jak automat odpowiadasz - TAK. Po chwili próbujesz cofnąć czas. NIE! NIE JEST W PORZĄDKU! Tam na dole jest człowiek, który walczy, który potrzebuje wsparcia, pomocy. To nie mnie należy pytać czy wszystko w porządku! – pomyślałam ze złością.
Obejrzałaś się. Mężczyzna przeszedł koło wózka jakby był on „statkiem widmo”. Ale przecież to Ty miałaś być tą niewidzialną.
Jedna, druga,...piąta osoba i nic. A może to nie ludzie? Może to ja jestem zbyt wrażliwa? Może to ja jestem dziwna, że moje sumienie karze mi udzielać się w geście pomocy? A może mi się tylko zdaje, że ktoś tam przegrywa walkę ze znieczulicą świata?
- „Myśl o sobie! Co Cię obchodzą inni! W życiu nikt Ci nigdy nie pomoże, więc nie oglądaj się za siebie, ludzie są egoistami!” – brzmiały słowa matki.
- „Chorzy nienawidzą litości, nie chcą pomocy, denerwują się, że ich w ogóle zauważasz i irytuje ich Twoje wtykanie nosa w nieswoje sprawy” – kolejny wykład.
Mężczyzna na wózku rozdarł sobie rękaw siłując się z poręczą. Podjazd był za stromy dla matki z wózkiem, nie mówiąc o samym wózku z dorosłym człowiekiem.
A może mam jakieś wyrzuty sumienia z przeszłości, które każą mi tutaj stać i sznurować w kółko buty? Dobrze, że właśnie dzisiaj założyłam tenisówki, bo nie wiedziałabym w co ręce włożyć.
Szósta, siódma …………………………… jedenasta „postać” mijająca niezauważalnie mężczyznę walczącego z grawitacją.
Wczoraj słyszałam audycję w radio o znieczulicy „tych innych”, na cierpienie i bezradność osób potrzebujących. Nie chciało mi się w to wierzyć, bo zawsze najpierw moje ciało, potem rozum a na koniec serce mówiło mi, że przecież kiedyś to mogę być JA ……………………………. i TY też.
Czy koszmarna bajka o stu schodach do wieżyczki, w której uwięziono królewnę nie miałaby wtedy prawdziwego sensu, gdyby to rycerz pokonywał je na wózku a nie na koniu? Czy nie byłaby to prawdziwa, szczera i dozgonna miłość?
- Słuchaj długo jeszcze będziesz wiązać te sznurowadło czy Ci dysk wypadł? – nie wiadomo skąd usłyszałam głos.
- To Ty? To znaczy Pan? – odpowiedziałam w kierunku „statku widmo”.
Uśmiechnął się szczerze i poprosił o pomoc.
Kapitan statku zapomniał, że jest jeszcze inna, łatwiejsza droga pod górę. W sumie nie ma się co dziwić, bo jedenastu „z tych innych” też wybrało inną drogę – tę krótszą, która nie wymagała czasu, poświęceń i okazywania emocji, które w dzisiejszym świecie stały się wręcz słabością i ujmą na honorze i to nie tylko mężczyzn.
Każdy pomógłby naprawić rower szalonemu rowerzyście na środku pustyni, ale zapomniałby zdjąć z siebie brzemię dumy i uprzedzenia, żeby siedząc przy studni zaczerpnąć kubek dla zmagającego się z życiem człowieka stojącego 200 metrów dalej.
Ja zawsze chodziłam innymi drogami. Może właśnie wybierając tę wąska, ciasną i wyboistą, o której mówili Prorocy dostąpię kiedyś zbawienia? Cóż to jest jednak zbawienie, w porównaniu z czystym i spokojnym sumieniem, które schowało się gdzieś w głębi jakże małego serca. Dzisiaj dziękuję za to, że je mam i szukam takich jak Ty, którzy idą wąska drogą szukając wyzwań, gdyż to „sumienie” z tamtego właśnie dnia napisało długą historię nie tylko mojego życia, ale życia każdego z nas, jakże niezastąpionego niczym.
Czy marzenie Królewny nie zamieniłoby się w koszmar?
Zawsze znajdzie się ten dwunasty – prawdziwy Apostoł.